...czyli pracowicie z
efektami :)
Owocny miałam miniony
weekend, a wszystko dlatego,
że od samego początku byłam względem siebie
szczera,
niczego sobie nie obiecywałam i nie oszukiwałam półsłówkami i
niedopowiedzeniami.
.... a wierzcie mi,
że i tak potrafię.
Ja, dojrzała kobieta, wiedząca czego chce w życiu,
a może raczej czego na pewno w życiu nie chce,
potrafię czasami mącić jak mała dziewczynka :)
Założenie było jedno, a mianowicie:
NIE ROBIĘ NIC NA
STUDIA !!
Nie obiecywałam sobie, że się będę uczyć, że będę
czytać mądre książki,
które pomogą mi napisać pracę dyplomową, itd. itd.
Nie musiałam więc siebie oszukiwać i wykradać sobie chwil
wolnych,
dysponowałam dwoma dniami, co daje 48 godzin, niczym nie
zmąconego czasu :)
I tak, moja tablica w kuchni „zakwitła” za sprawą trzech
magnesów różanych,
które wykonałam na
szydełku.
Uszyłam córci nowy woreczek do przedszkola ze starych
dżinsów,
z pozostałej nogawki uszyłam trzy woreczki na biurkowe „szpargałki”.
Dokończyłam swoje mitenki, które od dawna na to czekały.
Upiekłam 30 pysznych babeczek i szarlotkę,
której nie dane było mi sfotografować,
znaczy, że była dobra :)
Znalazłam czas na muzykę, na książkę (nie naukową), na
sen.
To był bardzo udany weekend.
Tak jak lubię :)
Pozdrawiam serdecznie :)