Nocą na łące...
To długa historia, ale jeżeli ktoś ma czas...
Głównym jej bohaterem jest, kaboszon lais lauzli. Pochłonął on masę mojego czasu, co jednak gorsze, również cennego kruszcu, jakim jest srebro 999.
Naszyjnik, który stworzyłam jest trzecim podejściem do tego kamyczka.
Kaboszon jest bardzo „niski”, więc przy pierwszym podejściu postanowiłam osadzić go za pomocą czterech rączek umieszczonych w około kamyka. Wszystko skończyłoby się dobrze gdybym na koniec nie zamontowała uchwytu na łańcuszek zbyt blisko kamyka i gdy AC się skurczyło to okazało się, że kamyk się nie zmieści.
Odczekałam swoje, zrobiłam udaną cargę, kilka innych projektów i zdecydowałam się na podejście nr2.
Przecięłam taśmę blachy tworząc najniższą z możliwych carg, wyszły mi z AC wspaniałe wywijasy wokół kamyka, byłam z siebie naprawdę dumna, biała glinka wyglądała super.
Największe zaskoczenie, gdy podczas wypalania carga wypaliła podstawę z AC na wylot:) Oj nie było mi do śmiechu, płakać mi się chciało, dwa dni na to zmarnowałam i co? I nic. Moje ego zostało podeptane, zwątpiłam w moją prace z AC i biżuterię w ogóle... Tylko miłość do kamyków powstrzymał mnie od wyrzucenia tego pechowego lapiska przez okno, ale obiecałam sobie, że już nigdy nie wezmę się za jego oprawę.
Za każdym jednak razem, gdy zaglądałam do mojej magicznej skrzyneczki patrzył On na mnie szyderczo, wyśmiewając moje zdolności, talent, pomysłowość.
I sprowokował mnie w końcu do działania. Tym razem postanowiłam jednak go przykleić:)))) I tak właśnie powstał ten dwustronny naszyjnik.
To niestety nie koniec historii, kamyk aktywował jedno z moich licznych natręctw, jakim jest strach, że jakaś moja biżuteria mogłaby się popsuć. Obawiam się, że może kaboszon się odkleić, więc zanim wystawię naszyjnik w galerii, poobserwuję go troszkę... Zapraszam:)
Lapis lazuli, awenturyn, srebro 930,999 oksydowane,przetarte


